Długi weekend małych przyjemności

Lubię, kiedy Warszawa pustoszeje. Nie ma korków na ulicach, kolejek do przymierzalni w sklepach, tłumów na przejściach dla pieszych. Czy inne duże miasta też są tak wyludnione o tej porze roku? Od kilku lat wakacyjne miesiące spędzamy tu, a urlop planujemy na jesień. Kiedy jest ciepło wszędzie jest dobrze. Nie przeszkadza mi, że muszę chodzić do pracy w czasie, kiedy inni się "wakacjują", skoro po pracy nadal jest ciepło i świeci słońce. Co innego w listopadzie, kiedy ciemno robi się o 17 i jedyne na co mam wtedy ochotę, to zapaść w zimowy sen.

Z weekendem trwającym dłużej niż dwa dni jest podobnie.  Zostaliśmy w domu, mając w planie jedno: reset. Wyspaliśmy się, chyba trochę "na zapas", odkryliśmy kilka fajnych miejsc (i kawowych, i kulinarnych), spotkaliśmy się z przyjaciółmi, ugotowaliśmy kilka pysznych obiadów, upiekliśmy muffinki. Uwielbiam takie dni, kiedy jedynym problemem jest kwestia wyboru filiżanek, w których będziemy pić kawę. Ostatnio najbardziej lubię błękitne.



W ogóle w trakcie tych kilku dni przypomniałam sobie, jak przyjemnie jest cieszyć się małymi rzeczami. Tym, że lody sułtańskie zawsze smakują tak samo dobrze. Że odkryłam miłą włoską knajpkę tuż koło domu. Że mamy sąsiadów tak fajnych, że można do nich spontanicznie zastukać o 22 z butelką wina. I że z balkonu widzę schodki jakby żywcem wyjęte z jakiegoś "tajemniczego ogrodu". Mogłabym tak długo wymieniać, ale to strasznie banalnie brzmi ;)





dodajdo.com

MiTo. Na kawę, na kanapki, na śniadanie

Uwaga, uwaga. Dotarłam wreszcie do MiTo. Na odkrywanie fajnych miejsc nigdy nie jest za późno.

MiTo jest pomiędzy stacją Metro Politechnika a Pl. Konstytucji. Miejscówka do pozazdroszczenia - to taka okolica, że prędzej czy później każdemu jest "po drodze". Pierwsze wrażenie? Jak ja lubię, jak sufit jest tak wysoko! I fajnie, że wnętrze jest urządzone nowocześnie, że na ścianach wiszą obrazy (m. in. Julity Malinowskiej - świetne!). I że nie jest beżowo-brązowo i miękko, i przytulnie. To nie znaczy, że nie lubię beżowo-brązowych miejsc z wygodnymi kanapami. Nie lubię tylko, jak wszystkie miejsca wyglądają podobnie. W MiTo jest jasno i przestronnie. Mi to pasuje.

Przyszłam do MiTo głównie na kawę, ale zaczęłam od malinowego croissanta, bo skusiła mnie informacja, że są pieczone na miejscu. Nie mogę mu nic konkretnego zarzucić, ale powiem szczerze - te w Filtrach smakują mi bardziej. Ale potem było już tylko lepiej. Średnia kanapka caprese kosztuje w MiTo 12 zł i zapewniam, że średnia to określenie odnoszące się tylko i wyłącznie do rozmiaru. Była pyszna!  J. jadł sałatkę z camembertem (19 zł). Bardzo dobra i bardzo duża. Uwierzycie, że porcja była taka, że nie dał rady zjeść całej?

A na koniec oczywiście kawa. Świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby w każdym miejscu z kawą serwowano taką dobra kawę ;)
Zamówiłam espresso, ale pewnie następnym razem skuszę się na któryś z kawowych lub herbacianych mrożonych drinków. A następny raz to pewnie znów będzie weekend, ale dla odmiany w porze śniadaniowej. Bo w MiTo weekendowe śniadania serwowane są w formie szwedzkiego stołu. Za 15 zł "jesz ile chcesz".



MiTo. Art cafe books 
Warszawa, ul. Waryńskiego 28
www.mito.art.pl
dodajdo.com